Maciej Maliszak od blisko 15 lat jest zaangażowany w działalność Open Doors – międzynarodowego stowarzyszenia, które z jednej strony niesie pomoc chrześcijanom prześladowanym z powodu wiary, a z drugiej – budzi świadomość i wzywa do modlitwy chrześcijan żyjących w tzw. wolnym świecie. Z wykształcenia jest socjologiem, prywatnie – mężem Donaty, ojcem Lidii i Huberta. Jak mówi, jego druga połowa jest dla niego nie tylko żoną, ale także przyjaciółką, powierniczką i towarzyszką w wierze. Dziś razem starają się iść przez życie wpatrzeni w Chrystusa.
Długa i trudna droga
Reklama
Pan Maciej przeszedł bardzo długą drogę, nim powrócił na łono Kościoła katolickiego – od fascynacji myślą dalekowschodnią, zwłaszcza buddyzmem, zen i taoizmem, przez bardzo negatywny stosunek zarówno do katolicyzmu, jak i szerzej do chrześcijaństwa, po wręcz ateizm i wreszcie protestantyzm, w którym zanurzył się na blisko 30 lat. – To była długa i trudna droga, w której moją wierną towarzyszką była żona. Oboje nawróciliśmy się we wspólnotach protestanckich – Donata w Świnoujściu, ja w Zielonej Górze. Tam Bóg nauczył nas wielu dobrych rzeczy: miłości do Pisma Świętego, zaangażowania w życie wiary, odwagi w głoszeniu Ewangelii. Byliśmy aktywnymi chrześcijanami, staraliśmy się żyć zgodnie z Dekalogiem – mówi pan Maciej. Zauważa, że choć w dużej mierze formowano ich w duchu antykatolickim, to jednak w ich myśleniu wiele pozostało z katolickiego sposobu pojmowania wiary, szczególnie w odniesieniu do Eucharystii i sakramentu małżeństwa, który w protestantyzmie nie jest uznawany za sakrament. – Nie byliśmy wrogami katolicyzmu, ale zachowywaliśmy się tak, jakby był nam obcy – wyznaje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Świadectwo
Bóg przełamał ich „autoizolację” wobec Kościoła katolickiego przez Kościół prześladowany. – Od 2010 r. zacząłem służyć w polskim oddziale organizacji Open Doors i nie przypuszczałem, że właśnie przez tę posługę Bóg na nowo przybliży mi Kościół katolicki. Początkowo sądziłem, że Open Doors jest organizacją protestancką, ale szybko zrozumiałem, że jest to ponadwyznaniowe stowarzyszenie, które pomaga wszystkim chrześcijanom prześladowanym z powodu wiary w Chrystusa – wyjaśnia Maliszak. W 2015 r. był w Iraku – w czasie, gdy jedna trzecia tego kraju znajdowała się w rękach tzw. Państwa Islamskiego. Tam poznał wielu irackich katolików, duchownych i świeckich. – Ich świadectwo mną wstrząsnęło. Uczestniczyłem w licznych celebracjach liturgicznych i fakt, że nie mogłem razem z moimi braćmi i siostrami przystąpić do Eucharystii, był dla mnie trudny i bolesny. Późniejsze spotkania z katolikami prześladowanymi w Egipcie, Republice Środkowoafrykańskiej, Burkina Faso i w innych krajach jeszcze bardziej umocniły we mnie szacunek dla Kościoła katolickiego. Istotne było także świadectwo moich kolegów i koleżanek, którzy pracują w polskim zespole Open Doors, które pomogło mi inaczej spojrzeć na katolicyzm – kontynuuje.
Decyzja o powrocie
Reklama
Maciej i jego żona ostatecznie powrócili do Kościoła dzięki pewnemu duchowemu doświadczeniu. – W ostatnich latach coraz bardziej bolał mnie fakt, że chrześcijaństwo jest tak głęboko podzielone i często skłócone, że zamiast wspólnie dawać świadectwo miłości i braterstwa wobec świata, daje świadectwo podziału. Któregoś razu podczas lektury Pisma Świętego (2 Sm 12) Bóg pokazał mi, że to ja sam, przez opuszczenie Kościoła katolickiego, przyczyniłem się do podziału Ciała Chrystusa. W tym czasie, jako żołnierz rezerwy, przebywałem na ćwiczeniach wojskowych. Okazało się, że wtedy też moja żona przeżywała podobne duchowe doświadczenie. Wówczas, choć nie było to łatwe, podjęliśmy ostateczną decyzję o powrocie do Kościoła katolickiego – wspomina Maciej Maliszak.
Zaczęło się od Abdula
Maciej Maliszak służy w polskim oddziale organizacji Open Doors od 15 lat. A wszystko zaczęło się od Abdula Rahmana. – W 2006 r. przeczytałem o nim w jednej z gazet. Był to Afgańczyk, który nawrócił się z islamu na katolicyzm i za to został skazany na śmierć. Ta wiadomość wstrząsnęła mną. Nie wiedziałem wtedy, że w XXI wieku ludzie wciąż giną za wiarę w Chrystusa. Zacząłem szukać informacji. Tak trafiłem m.in. na stronę internetową Open Doors USA. To, co tam przeczytałem, zmieniło mój obraz świata chrześcijańskiego. Uświadomiłem sobie, że chrześcijaństwo to wciąż religia męczenników, a pójście za Chrystusem naprawdę oznacza dźwiganie krzyża – opowiada pan Maciej. – Zacząłem się modlić za prześladowanych, opowiadać o nich znajomym, zachęcać wspólnoty, by też się modliły. W moim sercu zrodziła się miłość do Kościoła prześladowanego, a piękne jest to, że podobne poruszenie przeżywała wtedy także moja żona. Nawiązałem kontakt z Open Doors w Niemczech, a kiedy zaczęto tworzyć polskie biuro, zostałem zaproszony, by włączyć się w to dzieło. Dla mnie to było i nadal pozostaje wielkim cudem. Nie składałem żadnej aplikacji, nie szukałem takiej pracy, to Bóg sam zaprowadził mnie do służby, którą dziś mam zaszczyt współtworzyć – dodaje.
Miłość i troska
Reklama
Maciej Maliszak jest koordynatorem służby prelegenckiej. Odpowiada za pracę prelegentów – osób, które odwiedzają parafie, wspólnoty i zbory, by opowiadać o prawdziwym życiu i wierze prześladowanych chrześcijan, oraz sam prowadzi takie spotkania. – Naszym celem jest to, by Kościół prześladowany był słyszany w Kościele w Polsce. Chodzi jednak nie tylko o przekazywanie informacji, ale też o to, by wszystko, co robimy, było przeniknięte miłością, szacunkiem i troską – zarówno o naszych braci i siostry cierpiących z powodu wiary, jak i o Kościół w Polsce, który ma wobec nich szczególną misję: modlitwy, solidarności i pamięci – zauważa Maciej Maliszak. W jaki sposób pomaga prześladowanym chrześcijanom? – Proszę księży, by pozwolili mi podczas Mszy św. podzielić się świadectwami chrześcijan, których spotkałem w krajach prześladowań. Opowiadam o ich wierze, odwadze i nadziei, a potem proszę wiernych, by pozwolili się informować o ich losie i od czasu do czasu pomodlili się w ich intencji. Raz w roku odwiedzam naszych braci i siostry w krajach, gdzie chrześcijanie są prześladowani. Uczestniczę w projektach pomocowych, by móc później w Polsce dzielić się ich historiami.
Pozostawiają ślad
Każda z historii jest jedyna i niepowtarzalna. Pozostawia ślad. Tak jak te z Burkina Faso. – Byłem tam jako słuchacz na warsztatach dla kobiet, które padły ofiarą niemal każdego rodzaju przemocy tylko dlatego, że są chrześcijankami. Słuchałem ich historii i miałem w sobie jedno pragnienie: żeby tego nigdy nie słyszeć, żeby móc zapomnieć. Jednocześnie w sercu czułem coś przeciwnego, że właśnie dlatego jestem tam, by być świadkiem ich bólu, by to cierpienie nie pozostało nieme. Te kobiety nauczyły mnie więcej o wierze, odwadze i przebaczeniu niż jakiekolwiek książki. To one utwierdziły mnie w przekonaniu, że to, co robię, ma sens. One naprawdę potrzebują nas – naszej modlitwy, solidarności i pamięci. Pamiętam też pewną wdowę, którą spotkałem w afrykańskim obozie dla uchodźców. Podeszła do mnie i powiedziała: „Dziękuję, że dzięki tobie moje dzieci i ja mamy co jeść”. W pierwszym odruchu byłem zmieszany, bo przecież to nie moja zasługa, ale Kościoła w Polsce. Poczułem ogromną wdzięczność, że mogę być takim maleńkim łącznikiem, reprezentować ludzi, którzy kochają Chrystusa i niosą Jego miłość tym, którzy cierpią. W mojej pamięci jest wiele takich twarzy, wiele spojrzeń i wiele słów, które kończą się tą samą prośbą: „Nie zapominajcie o nas. Módlcie się za nas”. I to właśnie staram się robić: pamiętać, modlić się i przypominać o nich Kościołowi w Polsce.
***
Reklama
Maciej Maliszak: Bóg i wiara są centrum mojego życia. To nie jest dodatek ani „sfera duchowa” oddzielona od codzienności. To codzienne spotkanie z żywym Bogiem, który przemienia serce, uczy kochać i służyć. Wiara to dla mnie nie teoria, ale relacja. To patrzenie na świat oczami Chrystusa – dostrzeganie Go w każdym człowieku: w żonie, w dzieciach, w sąsiadach, w mojej parafii, w prześladowanych braciach i siostrach. Najgłębszy sens odnajduję w Eucharystii, w słowie Bożym i w służbie dla innych. Eucharystia to dla mnie źródło i szczyt – miejsce, gdzie człowiek uczy się oddania, pokory i wdzięczności. Tam uczę się, że prawdziwe szczęście rodzi się nie z posiadania, lecz z dawania siebie.
Open Doors
To międzynarodowe i ponadwyznaniowe stowarzyszenie, które od 1955 r. niesie pomoc prześladowanym chrześcijanom na całym świecie. Powstało z myślą o Polsce. Jego założycielem był Holender – Anne van der Bijl, szerzej znany jako Brat Andrew lub „Boży przemytnik”. W czasach żelaznej kurtyny przyjeżdżał do naszego kraju i innych państw bloku wschodniego – przewoził przez granice w bagażniku swojego małego volkswagena Biblie, modląc się prostymi słowami: „Jezu, Ty otwierałeś oczy ślepych – proszę, zamknij oczy celników.” Tak rozpoczęła się historia dzieła, które dziś obejmuje ponad 70 krajów świata.
– Nasze działanie to nie tylko wsparcie materialne, ale przede wszystkim służba miłosierdzia – mówią o sobie. Pomagamy przez dostarczanie Pisma Świętego, żywności, odzieży, leków i tego, co niezbędne do przetrwania. Wspieramy wdowy i sieroty, organizujemy kursy alfabetyzacji, projekty rozwojowe, szkolenia i wsparcie psychologiczne dla ofiar prześladowań i – co najważniejsze – modlimy się w ich intencji. Open Doors to także cud jedności. Chrześcijanie różnych wyznań i tradycji działają razem, by nieść światło tam, gdzie panuje ciemność.
Jeśli któryś z księży lub liderów chciałby zaprosić nas do siebie, może to zrobić poprzez stronę: www.opendoors.pl , mailowo: maciej.maliszak@opendoors.pl lub telefonicznie: 579 078 787.
