To wydarzenie może poruszyć każdego. Historia odległa w czasie, lecz jakże bliska sercu człowieka. Absolutnie niebanalna, ale z życia wzięta. Józef, cieśla, to człowiek sprawiedliwy, jak podaje nam Ewangelia. Postępuje zgodnie z zasadami, jest uczciwy i prawdomówny, trzyma się ogólnie przyjętych zasad, norm i reguł, które stanowią prawo. Jednocześnie jest już po zaślubinach z Maryją. Wkrótce zamieszkają razem. Życie jednak nie zawsze układa się tak, jak byśmy tego chcieli. Ta wiadomość spada na niego niespodziewanie: jego małżonka jest brzemienna. To, co powinno być radością domu Józefa, staje się nagle przyczyną cierpienia. Nie on jest ojcem. Zna Maryję, kocha Ją, ale nie rozumie tej sprawy. Rozum mówi mu coś innego, a serce dyktuje coś innego. Trzeba wybrać, jakoś się odnaleźć w tej nowej, niekomfortowej sytuacji. Józef ma dylemat. Co zrobić? Postanawia odejść – po cichu, bez rozgłosu, tak, by to ukryć, a przy tym nie skrzywdzić Maryi. To uczciwe rozwiązanie, nikogo nie krzywdzi. Takie jakby salomonowe rozwiązanie na dziś: nic dodać, nic ująć. Sprawiedliwie, pobożnie i po kryjomu.
Reklama
To obraz życia każdego człowieka. Przychodzi taka noc i nagle, niespodziewanie jakaś troska wkrada się w ludzkie serce. I wtedy człowiek zderza się z myślami. Gdy się nie układa, gdy wszystko idzie nie po naszej myśli, gdy legły w gruzach wszystkie nasze plany, gdy zawodzą nas ci, których kochamy. To boli najbardziej. Trudno zebrać myśli, a jeszcze trudniej podjąć sensowną decyzję. Nie jest łatwo, gdy chce się zrozumieć coś, co wykracza poza ludzki rozum. I właśnie w takiej nocy serca przychodzi Bóg z odpowiedzią: „Nie bój się”. Czy Józef właśnie tego oczekiwał? Trzeba być wewnętrznie otwartym, by usłyszeć głos Boga. Trzeba być wewnętrznie wrażliwym, by móc przyjąć – pomimo ciemnej nocy duszy – słowa posłańca, słowa, które niosą nadzieję.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rozwiązanie w życiu jest zawsze, ale nie po ludzkiej myśli. Myśl jest prawdziwa, gdy jest Boża. Dlatego to zdanie: „Nie lękaj się”, jest też światłem w ciemności serca. Te słowa dają nadzieję, bo zapewniają mnie, że nie jestem sam ze swoją sprawą, swoim problemem, z chorobą, cierpieniem, śmiercią bliskiej osoby. Moja sprawa może być sprawą Boga. I to mnie pociesza, daje mi wewnętrzny pokój. W mój dramat codziennego życia wchodzi Bóg ze swoją obecnością, z rozwiązaniem. Przychodzi po cichu, tak jak dzieją się rzeczy Boże. W ciszy, w nocy, we śnie, na modlitwie, w drugim człowieku, który jest Jego posłańcem. I mówi: „Nie bój się wziąć”. Zaufaj Mi, a ja cię poprowadzę.
Potrzeba odwagi wiary, odrobiny pokory, aby przyjąć. To nie jest komfortowa sytuacja, zwłaszcza gdy nie rozumie się do końca Bożego planu. Gdy kłóci się to z moim własnym pomysłem na dalsze życie. Czy można odrzucić ofertę Boga? Człowiek jest wolny, może ją odrzucić, może jej nie przyjąć, może własne życie układać po swojemu. Ale czy to jest najlepszy plan, kiedy nie wiem, co dalej, co się wydarzy, co mnie spotka w życiu? Powiadają, że człowiek jest kowalem własnego losu. Każdym dniem życia wykuwa własną wieczność. Można samemu to robić, ale można postępować według planu Bożego. Potrzeba zaufania, duchowego wzroku, by przyjąć Boga – by przyjąć Jego plan, by pójść za Jego wskazaniem. Pójść dalej pomimo lęku, niepewności, wahania, bez znajomości jutra.
Czy Józef mógłby kiedykolwiek przypuszczać, że do jego domu wejdzie sam Bóg i znajdzie w nim schronienie? Właśnie o to w tym wszystkim chodzi, by zrobić w swoim sercu miejsce dla Boga, przygotować je, mimo że rozum będzie nam mówił: jeszcze nie teraz, jeszcze nie w tej chwili. Czy w te święta Bóg znajdzie dom w nas samych, czy na nowo się narodzi?
